W piątek PKO BP przeszedł od słów do czynów w sprawie ugód z frankowymi kredytobiorcami! Bank utworzy specjalny fundusz o astronomicznej wartości 6,7 mld zł, który pójdzie na ugody z frankowiczami. Ze względu na kwotę zielone światło musiał dać największy udziałowiec – Skarb Państwa – oraz inni akcjonariusze. I zielone światło się zapaliło, choć na walnym zgromadzeniu łatwo nie było. Skarb Państwa chciał „czasu dla drużyny”, ale przegrał głosowanie. Pomimo tego, że pierwszy bank prawdopodobnie zaproponuje frankowiczom ugody – ciągle jednak wiszą nad wszystkimi trzy frankowe niewiadome
Właściciele PKO BP zgodzili się na ugody z frankowiczami, choć łatwo nie było. Akcjonariusze głosowali nad przerwaniem obrad na miesiąc, do czasu aż kolejne orzeczenia w sprawie franków wyda Sąd Najwyższy i europejski trybunał TSUE. Ale uchwała o „czasie dla drużyny”, która potrzebowała aż dwie trzecie głosów, nie znalazła poparcia. To mała sensacja, bo wiadomo, że za przerwą był… Skarb Państwa. Jednak duża liczba akcjonariuszy wstrzymała się od głosu – dzięki temu uchwała nie przeszła. „My jesteśmy gotowi na każdą ewentualność” – zapewniali przedstawiciele zarządu banku.
Zarząd banku uważa, że ugody – mimo ogromnych kosztów finansowych – są dla niego korzystniejsze, niż długoletnie spory sądowe z frankowiczami. I to z dwóch powodów: po pierwsze bank nie ponosi kosztów procesowych, a po drugie – podatkowych. No i będzie miał już pewność, ile to wszystko będzie kosztowało, zamiast co kwartał odkładać z zysków kolejne rezerwy.
Skoro upadł wniosek o odroczenie rozstrzygnięcia sprawy, to w kwestii samej decyzji wątpliwości już nie było. Zdecydowaną większością „skarbowych” głosów zarząd banku został zobowiązany, by spisywać warte może i 6,7 mld zł ugody z frankowiczami. Co ciekawe, akcjonariusze zgodzili się w sprawie elastyczności ugód. Na podstawie podjętej w piątek uchwały, zarząd banku może zmieniać propozycje ugód tak, by były zgodne z kolejnymi orzeczeniami sądów. To otwiera szefom banku pole do reakcji, gdyby okazało się, że szala w sądach znów przechyla się na korzyść banków. Można powiedzieć, że piłka jest ciągle w grze.
Jest zielone światło. Będą ugody z frankowiczami w PKO BP. Dlaczego ta decyzja jest ważna?
Czy to może być przełom w walce o ugody z frankowiczami? Od lat trwa w tej sprawie pat i nie ma mądrego, kto utkany z frankowych banknotów węzeł gordyjski by przeciął. Wszystkie propozycje, które się pojawiały przez lata, były odrzucane przez przynajmniej jedną ze stron (częściej okoniem stawali bankowcy). W sukurs frankowiczom przyszedł dopiero Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej, który stworzył podwaliny pod korzystne wyroki dla frankowiczów: unieważnienie umów i de facto anulowanie skutków niekorzystnych różnic kursowych.
Choć frankowicze ruszyli do sądów, to – biorąc pod uwagę, że mamy 400.000 jeszcze spłacanych kredytów i 700.000 w ogóle udzielonych – trudno mówić o jakimś pospolitym ruszeniu. Banki notowane na giełdzie w Warszawie na koniec 2020 r. uczestniczyły w 28.000 spraw frankowych. Ich liczba rośnie jednak o kilkanaście tysięcy rocznie.
Magia stwierdzenia, że „każda sprawa jest inna” oraz, że „niezbadane są wyroki sądów” już nie działa, bo z grubsza 90% spraw frankowicze wygrywają. A banki odkładają górę grosza na poczet przegranych wyroków – dziś ta sumka rezerw wynosi co najmniej 6,3 mld zł.
Jak podliczył Bankier.pl, największy portfel kredytów frankowych ma właśnie PKO BP, który obsługuje umowy o wartości brutto ponad 20,6 mld zł. Kredyty będące przedmiotem indywidualnych sporów sądowych w tej instytucji odpowiadają za około 1,4 mld zł. I to właśnie ten największy polski bank podjął się w piątek próbę systemowego rozwiązania swoich problemów z frankowiczami. To może być krok, który zmobilizuje do działania akcjonariuszy innych banków, którzy głosowania w sprawie ugody z frankowiczami odłożyli.
Czego jeszcze nie wiemy po decyzji PKO BP?
Po pierwsze: czy za PKO BP pójdą inne banki? Największy bank przeciera szlak, ale nie wiadomo, czy to zmobilizuje konkurentów. Ma to fundamentalne znaczenie, bo NBP uzależnił pomoc w konwersji kredytów na złote (m.in. zakup franków potrzebnych bankom do spłaty finansowania poza rynkiem walutowym) od liczby banków, które zadeklarują taką chęć. Aby NBP pomógł, musi to być przeważająca część portfela franków.
PKO BP ma ogromne zapasy kapitału. Dla innych banków ugody z frankowiczami mogą oznaczać kilka lat w stratach. A może i konieczność dokapitalizowania banków. W dodatku koszty ugód są z grubsza trzy razy wyższe, niż wartość spraw frankowych w sądach. Jak liczyła KNF, koszty ugód to dla banków 34,5 mld zł. Gdyby z kolei musiały zwrócić spłacane raty, a sądy nie decydowałyby od razu o konieczności zwrotu przez klienta pożyczonej kwoty, to koszt dla banków wyniósłby 234 mld zł (ale to mało prawdopodobne).
Banki zawiązują coraz większe rezerwy (jak Bank Millennium, czy mBank), inne czekają na rozwój sytuacji, a inne – jak Raiffeisen, czy BPH – są gotowe iść z frankowiczami na noże i nie tylko nie godzić się na odwalutowanie, ale i pozywać ich za bezumowne korzystanie z kapitału. Wypracować jedno stanowisko w tym frankowym ulu będzie bardzo trudno
Nieśmiałe „tak” dla ugód mówią ING, czy Bank Pekao, ale „ufrankowienie” tych banków jest małe. Nie wiadomo jakie plany ma mBank, czy Bank Millenium, a co dopiero mówić o Getinie, którego ugody z frankowiczami mogą wręcz położyć na łopatki.
Po drugie: czy frankowicze będą chcieli pójść na ugody? „Bo w tym cały jest ambaras, żeby dwoje chciało na raz” – mówi znane powiedzenie. Ciągle nie wiadomo, ilu frankowczów zechce wypalić z bankami fajkę pokoju i iść na ugody (czyli odwalutować kredyt, ale bez jego unieważnienia), a ile pójdzie na wojenną (sądową) ścieżkę. Każdy klient będzie musiał to rozstrzygnąć we własnym sumieniu i portfelu. Spisać plusy i minusy decyzji i co mu się będzie bardziej opłacało – lata spędzone w sądzie, czy szybki podpis pod ugodą, ale bez walki o pełną pulę. Banki zaczynają dopiero szacować skłonność frankowiczów do ugód, ale to nie są miarodajne badania.
Czytaj też: Pułapka kredytowa w czasie pandemii. Miał prawo poczuć się jak frankowicz? 30.000 zł dodatkowych kosztów
Po trzecie: co zrobi Sąd Najwyższy i TSUE? Nie wiadomo czy i kiedy w końcu wypowie się Sąd Najwyższy, który ma do rozstrzygnięcia sześć ważnych pytań. I co powie (znowu) TSUE. Orzeczenie TSUE z jesieni 2019 r., które otworzyło drogę frankowiczom do wygrywania procesów, okazuje się niewystarczające, żeby stwierdzić, jaką linię orzeczniczą mają przyjąć polscy sędziowie. Sytuacja prawna jest na tyle skomplikowana, że niektórzy analitycy wierzą (chcą wierzyć?), że karta frankowiczom się odwróci i sądy zaczną orzekać na niekorzyść frankowiczów.
Sąd Najwyższy miał wypowiedzieć się o tym w jaki sposób należy rozumieć unieważnienie umowy kredytowej w marcu, a potem w kwietniu, ostatnio termin przesunął się na maj. Do rozstrzygnięcia – na innym posiedzeniu – ma też kwestię, czy termin przedawnienia roszczeń, obowiązujący bank i klienta, należy liczyć od momentu wypłaty kapitału, czy od momentu podjęcia decyzji co do nieważności umowy. Ale pojawiły się problemy. Mówi się o tym, że jedni sędziowie nie chcą orzekać z innymi (tzw. dublerami, mianowany z naruszeniem procedur).
Frankowicze i banki czekają też na kolejne orzeczenie TSUE ws. kredytów frankowych (ws. kwestii przeterminowania) zaplanowane na 29 kwietnia – być może od tego będzie zależeć, to co zdecyduje nasz Sąd Najwyższy.
Dopiero od tych orzeczeń zależy, czy frankowicze będą na wozie, czy pod wozem. I czy bankom bardziej będzie się opłacało iść na ugody, czy na salę sądową. PKO BP otworzył drzwi frankowiczom, ale też zostawił sobie furtkę takiego manewrowania treścią propozycji ugodowych, by dostosować je do aktualnej sytuacji na wokandach. Jednym słowem – frankowicze jeszcze nie mogą się czuć wygrani.